wtorek, 15 stycznia 2013

Książka, którą powinien przeczytać każdy rodzic

Kilka dni temu na jednej ze stron dla rodziców natknęłam się na spis polecanych książek poświęconych rodzicielstwu. Wśród nich była wymieniona książka pt. "Dobra miłość - co robić, by nasze dzieci miały udane życie”. Jest to zapis rozmów dwóch znanych psychologów i psychoterapeutów - Wojciecha Eichelbergera i Andrzeja Samsona - z Anną Sosnowską.


Książkę pochłonęłam w jedno popołudnie. Jest napisana w bardzo przystępny sposób i zawiera wiele bardzo cennych porad, jak postępować z naszymi dziećmi, żeby wychować je na samodzielnych, świadomych własnej wartości ludzi. 

Akurat ten egzemplarz, który czytałam kilka dni temu, był wypożyczony z biblioteki, ale na pewno kupię tę książkę w najbliższym czasie, bo uważam, że warto mieć ją w domu i co jakiś czas do niej wracać.

A o to kilka cytatów, które sobie spisałam, żeby o nich pamiętać:

„Przez pierwszy rok życia dziecka nie ma mowy o wymaganiu jakiejkolwiek dyscypliny ani przystosowywaniu dziecka do reguł życia społecznego. Niemowlę nie jest istotą, od której można czegokolwiek wymagać. Trzeba natomiast jak najszybciej zaspokajać jego wszystkie potrzeby. Wtedy powstanie człowiek wyposażony w rdzeń, zdolny do rozwoju, z silnym poczuciem bezpieczeństwa, własnej wartości i autonomii.”

W pierwszej fazie życia ciało jest podstawowym medium komunikowania się dziecka z otoczeniem. Odbiornikiem i nadajnikiem. Wszystkie emocje, których dziecko nie potrafi przecież nazwać, wyrazić werbalnie, objawiają się w postaci sygnałów ciała, np. napięć, gestów, min. (…) Małemu dziecku nie wystarczy powiedzieć „Bardzo cię kocham”. Trzeba mu to dać odczuć, i to bardzo wyraźnie, przytulając je, dotykając, nosząc przy sobie, karmiąc je, gdy jest głodne, zmieniając mu bez obrzydzenia pieluchy itp.” 

„Jeśli to, co robimy, staje w opozycji do tego, co deklarujemy, dziecko raczej będzie nas naśladować niż słuchać.„

„W Polsce stanowczo zbyt często używamy wobec dzieci słów wartościujących. Zamiast tego powinniśmy częściej informować je o odczuciach i emocjach, które wywołują w nas ich działania. Gdy mówimy do dziecka „Jesteś zły, nieznośny, okropny!” to efekt wychowawczy takiego komunikatu jest opłakany. (…) Interwencja wychowawcza przyniosłaby dużo lepszy skutek, gdybyśmy wyjaśnili dziecku, że to, co robi, sprawia nam ból. Powoduje, ze jest nam przykro. Wtedy nauczyłoby się, że wszystko, co robi, odnosi się do kogoś, wywołuje w ludziach emocje i ma swoje konsekwencje.”

„Czasem to, co o sobie myślimy przez resztę życia, zależy od tego, co usłyszeliśmy w dzieciństwie od naszych rodziców.”

„O dziecku nie można myśleć w kategoriach inwestycji.  (…) Żądanie wdzięczności nigdy nie wzbudzi wdzięczności. Im więcej jej żądamy, tym mniej jej dostajemy. Stuprocentowym efektem takich zabiegów jest natomiast poczucie winy. A poczuciu winy zazwyczaj towarzyszy złość.” „Zupełnie zrozumiała. Wypominanie dziecku rodzicielskich poświęceń przypomina sytuację, gdy ktoś przychodzi do nas z wekslem, którego nie podpisywaliśmy, i żąda spłaty gigantycznego długu. Co poczujesz? Przede wszystkim wściekłość, ze ktoś cię wrobił. I wiele dzieci żyje z taką wściekłością.”

„Karolek biegnie. Mama krzyczy: „Nie biegnij tak, bo się przewrócisz”. Karolek biegnie dalej, co jest normalne w jego wieku. Przewraca się, bo wiadomo, ze dziecko musi się czasem przewrócić. Tymczasem matka dopada płaczącego Karolka, spuszcza mu lanie i krzyczy: „A nie mówiłam!” Dziecko jest zdezorientowane; stała mu się krzywda i jeszcze je biją. A matka ma złudne poczucie, że oto dała Karolkowi cenną lekcję życia. (…) tłumaczę rodzicom, żeby w takiej sytuacji podnieśli dziecko i powiedzieli: „Nic się nie stało, biegnij dalej.”

"Nieustanne strofowanie nie tyle rozwija wiedzę, co zahamowania."

„… dzieci w tym wieku [2 lata] są w stanie pojąć jedynie krótkie komunikaty w stylu: tego nie, to tak, można, stój. A matka, która chce wytłumaczyć synkowi, żeby omijał wielkie kałuże i zaczyna od słów: „Oj, zobacz, jak ubłociłeś buciki, a wiesz, że potem mamusia musi je czyścić i czyścić, a i tak zostają plamy, więc następnym razem, jak będzie kałuża, to już w nią nie wchodź.” Itd. itd., nie ma szans. Już po pierwszym przecinku dziecko zaczyna się wiercić, patrzy w niebo, nie rozumie, o co jej chodzi i z coraz większym zniecierpliwieniem czeka, aż matka skończy. Dlatego w każdym sensownym podręczniku o wychowaniu dzieci powinno być napisane: „Do małego dziecka mów krótkimi zdaniami, bo tylko wtedy ma ono szansę cię zrozumieć.” „Pewnego dnia przyjdzie taki moment, gdy dziecko na prosty komunikat „tak, nie”, odpowie pytaniem: „Dlaczego nie?” I to będzie sygnał, że potrzebuje wyjaśnień, że zaczyna rozumieć bardziej skomplikowane zależności.” 

„To szalenie ważne w procesie wychowawczym, by w odpowiednim momencie rodzice potrafili abdykować z tronu rodzicielskiej władzy i powiedzieć dziecku: „Od tej chwili już nie jestem w stanie odpowiadać za twoje życie. Teraz tylko ty odpowiadasz za to, co robisz” (…) „Zrobiłem wszystko, co potrafiłem, najlepiej jak potrafiłem, żeby cię przygotować do życia. Ufam, ze sobie poradzisz, wierzę w ciebie i trzymam za ciebie kciuki.”

„Jedną z najbardziej potrzebnych lekcji życia jest sytuacja, w której dziecko dowiaduje się, że można się różnić w jakiejś sprawie, a  nawet pokłócić, i kochać się dalej. Spór to nie jest koniec miłości. Można różnie myśleć na ten sam temat, a mimo to dalej się lubić, szanować i potrzebować. Można się też kłócić i godzić. Natomiast dzieciaki „z dziecinnego pokoju”, jak nazywam maluchy wysyłane gdzieś w kąt, gdy rodzice mają ze sobą  „poważnie” porozmawiać, nie mają tej wiedzy. I przeżywają dramat za każdym razem, gdy są świadkiem, ze ktoś się kłóci. A nie daj Boże, jeśli jeszcze wchodzi w spór z nimi. Konflikt jest w doświadczeniu takich dzieci końcem miłości, przyjaźni, każdej dobrej relacji. Ujawnienie różnicy zdań oznacza w ich świadomości odrzucenie, grozi utratą akceptacji. Takie dzieci w przyszłości będą wolały z każdym się zgodzić, niż bronić swoich racji.”

Spór na oczach dziecka ma sens wtedy i tylko wtedy, gdy dziecko jest też świadkiem pojednania. I gdy różnica zdań ostatecznie prowadzi do nowego stanu równowagi, co do której obie strony są przekonane. To nie spory, lecz tzw. ciche dni są czymś naprawdę okropnym dla dziecka. (…) Bo nie wie, jak się zachować. Czuje w sobie konflikt lojalności„ (...) „Nie mogąc sobie poradzić z tak dużym napięciem, dziecko często podświadomie wpada na pomysł, ze zrobi jakiś numer, by rozładować sytuację i skupić na sobie uwagę. Stawia rodziców w obliczu nowego problemu, który ma ich zmusić do przerwania tej izolacji. Ale niezależnie od tego typu pokus dziecko uczy się, że konflikt jest czymś, co oddala, co kończy się wrogością lub zranieniem emocjonalnym.”

Rodzice muszą się uniezależnić od dziadków. Dziakowie nie mogą strofować rodziców. „Brak rozróżnienia robi dziecku straszne zamieszanie w głowie: skoro mama tak samo musi się tłumaczyć i słuchać babci jak ja, to kto tu jest rodzicem, a kto dzieckiem?” 

 „Dziadkowie są często bardzo zachłanni na wnuki. Próbują je zagarnąć emocjonalnie. W zdobywaniu wnuków często posługują się metodą dewaluowania rodziców. Rozgrywają niedokończone sprawy ze swoimi dorosłymi dziećmi w sercach i umysłach wnuków. Rodzice nie powinni na to pozwalać. Dla ich dziecka oglądanie tego, jak tatuś czy mamusia nie potrafią sobie emocjonalnie poradzić ze swoimi rodzicami, jak dają się upokarzać „dla świętego spokoju”, jest raniące. I podważa rodzicielski autorytet. Dlatego uniezależnienie się od własnych rodziców uważam za jeden z podstawowych rodzicielskich obowiązków.”

„Moja rada dla rodziców jest taka, by zrobili jak najwięcej dobrego, gdy jeszcze mogą dziecko wychowywać, czyli gdzieś do piętnastego roku życia. Bo potem to już głównie będą zbierać owoce.” „Później dziecko jest już strzałą wypuszczoną z łuku.”

 „Prawdziwie dorośli stajemy się właśnie wtedy, kiedy nasi rodzice zaczynają być dla nas nieważni. „Nieważni” nie w sensie niekochani czy lekceważeni. „Nieważni”, bo przestają mieć wpływ na decyzje, które podejmujemy, bo przestajemy kierować naszym życiem w zależności od tego, co na to powie mama czy tata. Owszem, potrafimy przyjąć ich zdanie jako ekspresję, do której każdy człowiek ma prawo, ale jednocześnie podążamy swoją drogą. Ona może być zbieżna z tym, czego życzyliby sobie rodzice, ale nie musi. I to jest w porządku. Inaczej mówiąc – cokolwiek rodzic mówi czy robi, nie ma to na moje życie takiego wpływu, którego ja bym nie chciał czy nie kontrolował.” „Stajemy się dorośli, gdy nasi rodzice przestają być naszymi rodzicami, gdy stają się ludźmi, z którymi możemy stanąć w jednym kręgu na równoprawnej pozycji. (…) powinni przestać być kimś, od kogo jesteśmy zależni, kto może wpływać na nasze życie i nasze decyzje wbrew naszej woli.” 


Wiele "porad" zawartych w tej książce może wydawać się oczywistych. Myślę jednak, że warto się nad nimi pochylić, choćby po to, żeby upewnić się, ze instynktownie postępujemy  we właściwy sposób. 

3 komentarze:

  1. Kiedy została wydana ta książka i przez jakie wydawnictwo? można ją jeszcze kupić?
    nefertinka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nefertinka, książka została wydana w 2002 roku przez wydawnictwo Ego.

      Z ciekawości poszperałam w internecie i okazuje się, ze książka może być trudno dostępna. Nie ma jej aktualnie w księgarniach (przynajmniej internetowych) typu Empik itp. Widziałam ją na allegro, ale w bardzo wysokich cenach.

      Ja ją wypożyczyłam w głównej bibliotece miejskiej. Proponuję zobaczyć w swoim mieście.

      Usuń
  2. Ostatnio w w jednej z gazet znalazłam informację, że książka "Jak wychować szczęśliwe dzieci" jest obecnie wydawana przez wydawnictwo Zwierciadło i kosztuje 29,90 zł, więc warto poszukać na rynku.

    OdpowiedzUsuń