wtorek, 21 stycznia 2014

10 miesięcy po porodzie

Ostatnio, z czystej ciekawości, zmierzyłam sobie parę razy cukier na czczo i wyniki nie były za dobre. Co prawda mieszczę się w normie, ale jestem w górnej granicy - w okolicach 100. Raz nawet przekroczyłam setkę.

Wybrałam się więc do lekarza ogólnego po skierowanie na badanie obciążenia glukozą. Miałam je zrobić krótko po porodzie, ale nie było na to czasu. Teraz postanowiłam nadrobić zaległości, bo z cukrzycą nie ma żartów.

O ile w ciąży cały czas trzymałam się myśli, że ta wredna dieta niedługo się skończy, to w przypadku "prawdziwej" cukrzycy dieta jest już przecież na całe życie.Co prawda nadal staram się jeść zdrowo i regularnie, ale - powiedzmy to sobie szczerze - jestem strasznym łasuchem i nie potrafię odmówić sobie słodyczy, zwłaszcza czekoladowych. Mam więc nadzieję, że aktualnie stresuję się niepotrzebnie i że wyniki wyjdą ok.

Jutro wybieram się na badanie i do końca tygodnia powinnam mieć wynik. 

Na pocieszenie - dla dziewczyn, które aktualnie są na diecie cukrzycowej w ciąży - dodam, że dieta cukrzycowa to pikuś w porównaniu do diety bezmlecznej. A takiej też miałam wątpliwą przyjemność doświadczyć. Pediatra stwierdził u mojego szkraba skazę białkową i miałam szlaban na wszystko, co zawiera białko pochodzenia zwierzęcego, bo alergeny przenikały do mojego mleka.

Jak zaczęłam baczniej przyglądać się etykietom produktów, to ze zgrozą stwierdziłam, ze mleko jest wszędzie! Musiałam więc odstawić prawie wszystko, łącznie z kupnymi wędlinami. O słodyczach nie wspomnę.

Pozostał mi ryż, kasza, drób (najlepiej gotowany na parze) i warzywka. Jeśli sos, to na oliwie, bez kropli jogurtu czy śmietany. To dopiero była katorga. W kółko jadłam to samo, a na imprezach u rodziny czy znajomych nie jadłam prawie nic, bo wszystko zawierało choćby "śladowe ilości mleka".

Tak więc z dwojga złego wolę już dietę cukrzycową, która - umówmy się - tak naprawdę jest po prostu dietą zdrową.